Kiedy mój przyjaciel zwierzył mi się w 1965 roku, że nocami, gdy księżyc jest w pełni dziwne postacie wspinają się jeszcze na wzgórze Sandun w krainie Guerande, aby zebrać tam, w głębi zniszczonego dolmenu gałęzie mirtu ( w jakim celu? ) – nie wiedziałem co o tym myśleć.
Wobec tego wspiąłem się sam,choć za dnia, na pagórek pokryty wrzosowiskami który górował nad brzegami Briere. Znalazłem tam współczesną kapliczkę, świadczącą o konieczności chrystianizacji tego miejsca, a więc w rzeczywistości o jego pradawnej pogańskości a także kilka szczątków starej krytej alejki. Tuż obok kamienia w głębi rosły mirty, a raczej ten gatunek który Francuzi nazywają „fragon” albo „petit houx”, Bretończycy zaś „kelenn bleiz” co znaczy wilcza kapusta ( łac.frisco ). Kilka łodyg najwyraźniej zostało wyrwane i zabrane. Było to nazajutrz po pełni księżyca…
Niedługo potem szedłem po zboczach wzgórz Arree które otaczają mokradła Ellez między Brasparts i Forc’han, gdzieś pod Roc’h Dialhouez, szukając ukrytych sekretów. Wrzosowisko jest tam obfite, gęste, w niektórych miejscach zupełnie nie do przejścia, w innych zaś-z trudem, wyrosłe na ziemi, najeżonej skałami i kamieniami, pozbawionej ścieżek, a to wszystko na tysiącach hektarów, między torfiastymi zagłębieniami a grzbietami piaskowca. W naszych czasach niewielu jest ludzi, którzy zapuszczają się w te miejsca, a ich wizyty są bardzo rzadkie.
Nagle kolczaste zarośla rozproszyły się, pojawiła się trawa na szerokość małego ogródka. Znajdowałem się wiele kilometrów od najbliższej drogi, a żeby dojść do miejsca w którym byłem, trzeba było przedzierać się ponad godzinę przez wysoki wrzos.
W tym to właśnie miejscu, w doskonałym kręgu ułożonych było dwanaście kamieni. Nie chodziło o megalit : każdy kamień był ciężki, ale tak że mogła go podnieść ręka ludzka. Zresztą po przyjrzeniu się bliżej widać było, że ich przemieszczenie nastąpiło niedawno, najwyżej kilka lat wcześniej. Każdy z nich mógł służyć do siedzenia lub do oznaczenia miejsca.
Cóż tam odkryłem? Krąg czarownic? Miejsce spotkań tych stworów (oryg.korrigans), które niedawno jeszcze starzy ludzie widzieli tańczące na wrzosowiskach? Salę główną szkoły wróżek? Czy może tajemną świątynię sekty, która przybywała tu w pewnych okresach czasu, na przykład przy pełni księżyca, aby wypełnić swój rytuał?
Żadnej odpowiedzi. Nie było tam ani wróżki, która zaprosiłaby mnie do tańca, ani skrzata który bajał by mi całe dnie. Nic oprócz dostojnego otoczenia wzgórz łupku i piaskowca i poszumu wiatru we wrzosach…( )
Od tamtej pory minęło trochę czasu. Przeszedłem Górę we wszystkich możliwych kierunkach i wiele razy przebywałem na nowo odcinek między Roc’Dialhouez a stawem Saint-Michel. Odkryłem tam mnóstwo wspaniałych, zadziwiających rzeczy, ale nigdy nie potrafiłem odnaleźć Kręgu Dwunastu Kamieni. Te same ręce, które go ułożyły, z pewnością rozproszyły go na nowo…